Krótkie info z mojej strony - zastój jest, bo walczę z mitycznym dziekanatem. Generalnie po technikum chciałam sobie poprawić maturę - nie żeby była zła, tylko nie dość dobra jak na mój wymarzony kierunek (który to sobie wymarzyłam w trzeciej klasie średniej, jak już było trochę późno, no ale co tam). Udało się, składam większość papierów oprócz pierdółki, którą wyraźnie pisze, że przyjmują do dwudziestego sierpnia, wyjeżdżam jeszcze za granicę dorobić. I mam milion telefonów, że przyszedł list, że nie przyjmą, bo nie dostali moich wyników matury. WAT. Mam potwierdzonko, że zawiozłam i odebrali, ale nope, nie mają. Pytam, czy to nie chodzi przypadkiem o tę pierdółkę, co dowiozłam później. NIE. To matury nie ma i nie przyjmą. I się tak szarpię, bo jak matura się znalazła, to co innego się zgubiło. Jakby to była moja wina, że mają burdel w papierach czy insze licho, grrrrrr.
Przepraszam za rozmiar czcionki w tym poście, coś mi się zepsuło i albo jest śmiesznie mała albo taka, a chwilowo nie mam worda pod ręką, żeby sformatować to zewnętrznie. :c
Przepraszam za rozmiar czcionki w tym poście, coś mi się zepsuło i albo jest śmiesznie mała albo taka, a chwilowo nie mam worda pod ręką, żeby sformatować to zewnętrznie. :c